Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej - logo

Walka o fort XI „Duńkowiczki”

Dodane w kategorii: Biblioteka poleca, Ciekawostki muzealne
Dnia 20 maja, 2021

Jednym z ciekawszych nabytków Biblioteki MNZP w 2021 roku jest drugi tom wydawnictwa Unsere Bayern im Felde : Erzählungen aus dem Weltkriege 1914/16 : Berichte von bayerischen Feldzugsteilnehmern (Nasi Bawarczycy w polu: opowiadania z Wojny Światowej 1914/16: relacje bawarskich kombatantów, sygnatura 42044). Jak sam tytuł wskazuje, jest to antologia beletryzowanych relacji walczących w bawarskich jednostkach uczestników zmagań pierwszych dwóch lat Wielkiej Wojny. Zrozumiałe, że od wydawnictwa wydanego w apogeum wojny, nie można oczekiwać, iż będzie ono zawierać materiały o walorach naukowych; nie taki był jego cel – przede wszystkim miało ono krzepić wiarę w zwycięstwo i zachęcać do dalszych wyrzeczeń. Tym niemniej, także w tego rodzaju publikacjach można trafić na sporo interesujących szczegółów, przekazanych przez naocznych świadków krwawych zmagań. Dla czytelnika zainteresowanego historią Twierdzy Przemyśl szczególnie ciekawe mogą być relacje żołnierzy, którzy uczestniczyli w odbiciu twierdzy na przełomie maja i czerwca 1915 r. Bawarczycy walczyli w ramach dowodzonej przez gen. Paula v. Kneussla 11 bawarskiej Dywizji Piechoty, którą tworzyły m. in. 3 i 22 bawarski Pułk Piechoty, 13 rezerwowy bawarski Pułk Piechoty, 21 bawarski Pułk Artylerii Polowej, 19 i 21 bawarska Kompania Pionierów i trzy szwadrony jazdy. Dywizja wchodziła w skład Kombinowanego Korpusu gen. Kneussla, który był częścią niemieckiej 11 Armii gen. Augusta v. Mackensena1.  Prezentowana poniżej relacja Der Kampf um das Fort (Walka o fort) dotyczy wydarzeń związanych z walkami wokół fortu IX „Duńkowiczki”. Jest ona intweresująca także ze względu na jej autora – Colina Rossa.  Colin Ross (ur. 29 kwietnia 1885 r. w Wiedniu) był austriackim dziennikarzem, korespondentem wojennym i inżynierem. Studiował m. in. w Monachium i tam też odbył służbę wojskową w jednej z jednostek bawarskiej artylerii polowej. Przed wybuchem I wojny światowej był korspondentem wojennym na Bałkanach i w Meksyku. Zza oceanu do Europy wrócił w czasie kryzysu dyplomatycznego, który wybuchł po zamachu w Sarajewie na arcykcięcia Franciszka Ferdynanda i jego małżonkę 28 czerwca 1914 r. Przez Francję i Niemcy dotarł do Wiednia, skąd udał się do Monachium. Tam wstąpił – jako podporucznik rezerwy – do 7 bawarskiego Pułku Artylerii Polowej, z którym udał się na front zachodni.  Nie są znane szczegóły jego służby – 7 bawarski Pułk Artylerii Polowej nie wchodził w skład 11 bawarskiej Dywizji Piechoty. Relacja Der Kampf um das Fort pisana jest z punktu widzenia oficera artylerii, więc mogła to być jedna z baterii 21 bawarskiego Pułku Artylerii Polowej, ale też 5 bateria bawarskiego 2 Rezerwowego Pułku Artylerii Pieszej, również należąca do artylerii 11 dywizji. Sam Ross co prawda w 1916 r. spisał wspomnienia z pierwszych dwóch lat wojny (Wir draußen. Zwei Jahre Kriegserleben an vier Fronten ; Poza domem. Dwa lata przeżyć wojennych na czterech frontach), ale jak napisał we wstępie do nich, w tym czasie pełnił on służbę zarówno w piechocie jak i artylerii i niewiele o szczegółach w tym zakresie można z nich wyczytać, oprócz tego, że pierwsze pół roku wojny spędził we Francji, później, wraz z przygotwywaniem ofensywy w Galicji, trafił na front wschodni. W wydawanym w czasie wojny wydawnictwie „Illustrierte Geschichte des Weltkrieges” w 1915 r. ukazała się jego relacja ze szturmu na wzgórze Sękowa przeprowadzonego w czasie działań związanych z przełamaniem frontu pod Gorlicami na początku maja 1915 r. Został wówczas podpisany jako „adiutant w jednym z pułków artylerii polowej w armii gen. Mackensena w Galicji”2. W tym charakterze najprawdopodobniej walczył też pod Przemyślem na przełomie maja i czerwca 1915 r.  21 czerwca 1915 r. Ross (krótko po tym, jak awansowano go na porucznika) został ranny w czasie walk na Wołyniu. Leczenie było długie, w tym czasie zajmował się m.in. pracą nad Wir draußen. W kilku rozdziałach zawarł tu m.in. swe wspomnienia z walk o Przemyśl. Jeden z nich, zatytułowany Der Kampf im Fort XI (Walka w forcie XI), ma zasadniczo tę samą treść, jak prezentowana poniżej relacja3. Walk o Przemyśl dotyczył też jego tekst Wie wir Przemysl nahmen (Jak zajęliśmy Przemyśl), który ukazał się w 1916 r. w trzecim tomie wydawnictwa “Illustrierte Geschichte des Weltkrieges 1914/15”4.  Po rekonwalescencji nie wrócił do służby, ale rozpoczął pracę w Militärische Stelle des Auswärtigen Amtes, oddziale w niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych zajmującego się m. in. propagandą.  W okresie międzywojennym zyskał rangę jednego z najważniejszych i najpopularniejszych reportażystów i pisarzy podróżniczych niemieckiego obszaru językowego. Był też jednym z pionierów reportażu filmowego. Po 1933 r. otwarcie deklarował swe narodowo-socjalistyczne sympatie, aczkolwiek dystansował się od antysemityzmu. W obliczu załamania się III Rzeszy, obawiając dostania się w ręce aliantów, 29 kwietnia 1945 r. popełnił wraz z małżonką samobójstwo w domu swego przyjaciela, Baldura von Schiracha, w Urfeld am Walchensee5.  Przypadająca na przełom maja i czerwca kolejna rocznica walk o odbicie Twierdzy Przemyśl przez państwa centralne, stanowi znakomitą okazję do przedstawienia relacji ppor. Colina Rossa z walk w okolicy fortu XI „Duńkowiczki”.  „Po przełamaniu linii umocnień fort XI miał zostać zajęty od wewnętrznej strony; ciężka artyleria wykonała tutaj solidną robotę. Potężne betonowe bloki rzucone siłą wybuchu leżą na dziedzińcu fortu, pomiędzy nimi zwłoki, które przysypane cementowym pyłem, są białe niczym mąka. Wejścia do wnętrza dzieła wydają się prowadzić do labiryntu pełnego przepaści.  MPF-130 Fort XI DuńkowiczkiZ dziedzińca bez trudu przechodzi się do fosy. Przed nią, szerokie na wiele metrów zasieki, są nadal prawie nietknięte; po przedarciu się przez nie atakujący musieliby jeszcze pokonać fosę. Jej dno zabezpieczone jest przeszkodami z drutu i minami. Następnie pojawia się pionowa ściana, a po niej stroma pochyłość z kolejnymi zasiekami. Fosa może być ostrzeliwana wzdłuż z kojców.  Zostały one trafione pociskami ciężkiej artylerii. Mury się zawaliły, ścieżka wśród gruzów i kamieni prowadzi dalej. W ścianie jest szczelina, zasieki za nią są zniszczone. W pewnym momencie droga w górę nasypu za ścianą jest wolna. Dwa wewnętrzne dziedzińce są w połowie zasypane6. Masy ziemi z nasypów, które wznosiły się za nimi, osunęły się. Wygląda to jak górskie rumowisko. Stanowiska karabinowe na na baterii w wielu miejscach pękały, na betonowych ścianach widać szczeliny i rysy, prowadzące do stanowisk żelazne schody zostały zerwane i wyrzucone na dziedziniec.  Stanowisko baterii na górnym wale jest puste, strzelające z odkrytych pozycji działa byłyby łatwym celem dla artylerii szturmowej. Jednak na obu skrzydłach wału znajdują się działa osadzone w masywnych, opancerzonych betonowych tradytorach.  Oba zostały uszkodzone przez bezpośrednie trafienia. Południowo-wschodni7 jest całkowicie zniszczony. To, co kiedyś było solidną konstrukcją ze zbrojonej stali i twardego jak skała betonu, która zdawała się być zbudowaną na wieczność, jest teraz kupą gruzu i żelastwa. Wygląda jak krater otoczony skalistymi górami, którym kształt nadają ogromne, popękane bloki cementu. Wystają zeń pogięte żelazne szyny i stalowe płyty. Zniszczone działa są całkiem zasypane.  Tradytor w północno-zachodniej części fortu nie został tak poważnie uszkodzony8. Z zewnątrz przez wąskie szczeliny nadal widać wyloty luf dział. Tylko jedna ściana boczna została uderzona i wyłamana. Jest wystarczająco dużo miejsca między postrzępionymi blokami a wygiętym żelazem, aby można było wczołgać się do stanowisk dział. Panuje tu półmrok. Oko powoli przyzwyczaja się do ciemności i można rozpoznać, że sufit częściowo się zawalił. Mocne dźwigary i 1,5-metrowe betonowe sklepienie są rozerwane jak gdyby zbudowano je z brzozy i luźniej ziemi. Działo w lawecie stoi nienaruszone za pancerzem. Jednak jego obsługa ucierpiała. Jeden kanonier leży roztrzaskany pod ciężkimi żelaznymi drzwiami prowadzącymi do sąsiedniego pomieszczenia. Ciśnienie powietrza mogło wyrwać je z zawiasów i rzucić na niego. Drugi został zmiażdżony przez spadający kamienny blok. Sąsiednia kazamata jest całkowicie nienaruszona. Działo, które wypełnia większość pomieszczenia, pobłyskuje w bladym świetle. Wszystkie jego mechanizmy funkcjonują. To jedno, nienaruszone działo, pomimo wszystkich zniszczeń spowodowanych morderczym ostrzałem, uczyniłoby fort warownią nie do zdobycia, gdyby nie to, że po bezpośrednim trafieniu w sąsiednie pomieszczenie, pozostała przy życiu reszta załogi nie uciekła w panice.  MPF-1865 Zniszczony fort XI DuńkowiczkiZa działem żelazne schody prowadzą stromo w górę na stanowisko obserwacyjne oficera kierującego ogniem. Pod lekko spłaszczoną, łukowatą pancerną kopułą, jest miejsce tylko dla jednego człowieka. Wąska szczelina pozwala obserwować okolicę. Kopułę, do której przymocowany jest pierścień z podziałką, można lekko obracać we wszystkich kierunkach za pomocą pokrętła. Słońce nagrzewa stalowy sufit. W niskim, dusznym pomieszczeniu jest nieznośnie wilgotno i nieprzyjemnie.  Działa w kojcach również są nieuszkodzone, podobnie jak jedna z wież pancernych.  W betonowym przejściu między dwoma wewnętrznymi dziedzińcami znajduje się cenna, ale budząca grozę pamiątka po ostrzale: niewypał z 42-centymetrowego moździerza. Pocisk przebił się przez nasyp i betonowy strop, po czym utknął w sklepieniu nie eksplodowawszy. Wisi nad naszymi głowami, groźnie i niesamowicie. Pocisk wystaje z sufitu na jedną trzecią swojej długości, wciśnięty między mocne żelazne dźwigary, wygięte jak wosk9.  Pocisk przebił beton i stal, a jego czubek wystaje z sufitu nieuszkodzony, nienaruszony, jakby właśnie wyszedł z fabryki; na jego spiczastym czubku nie widać odprysków ani otarć! Siła uderzenia spowodowała tylko pęknięcia i szczeliny w ścianach oraz nieznacznie wypchnęła fragmenty ściany w niektórych miejscach.  Liczne pomieszczenia i kazamaty w forcie zachowały się w stanie nienaruszonym, odnaleziono też stosunkowo niewielką liczbę zabitych. W większości pomieszczeń widoczne są jednak znaczne pęknięcia i szczeliny, które powstały, gdy w pobliżu uderzyły ciężkie pociski. Przeżycie ostrzału fortu przez nowoczesne działa najcięższych kalibrów musi być niemożliwym do wyobrażenia, przerażającym doświadczeniem.  Załoga fortu XI dzielnie przetrwała pierwsze 24 godziny. Tak, nawet potem strzelali do nas z nieuszkodzonych dział. W pokoju komendanta znaleźliśmy kawałek korpusu i zapalnik 42-centymetrowego granatu, który załoga musiała przytaszczyć dla swojego dowódcy jako cenną pamiątkę. Wytrzymali zatem pierwszą dobę. Ale kiedy zaczęło się drugie bombardowanie, każdy mógł obliczyć, ile czasu zajmie, nim wyciągnie śmiertelny los – wówczas wszystkich zawiodły nerwy. To doprowadziło do tego, że nasza piechota mogła zająć fort bez walki. Wówczas znajdowało się w nim około 20 ludzi, którzy bez oporu dali wziąć się do niewoli. W innym forcie załoga wyszła naprzeciw atakujących z podniesionymi rękami, drżąc i żegnając się; wielu spośród nich było albo głuchych, albo bliskich obłędu. Rosyjscy oficerowie wciskali niemieckim dowódcom pieniądze, zegarki i papierośnice, jąkając się błagali o litość. W tym samym czasie jednak Rosjanie rzucili do twierdzy świeże wojska z garnizonu lwowskiego, które utrudniały nam walkę o rozpoczynające się pozycje pośrednie i zadały nam ciężkie straty.  Fort XI znajduje się na lewym skrzydle linii przełamania10. Fort XII nadal znajduje się w rękach Rosjan, co więcej, nadal znajdują się oni niedaleko nas w szańcu11 między obydwoma fortami. Bezpośrednio na naszej lewej flance, na równinie po obu stronach szosy z Przemyśla do Radymna znajdują się też jeszcze znaczniejsze siły przeciwnika. Także znajdujące się na prawo od nas forty koło Mokrej12, które nie zostały jeszcze zdobyte, mogą również ostrzeliwać naszą flankę i tyły. Zaś przed nami stoi twardy nieprzyjaciel, który z całych sił próbuje odzyskać naszą zdobycz. Sytuacja, w której znaleźli się atakujący, nie jest zatem przyjemna. Ale są oni jak buldogi, które wgryzione w przeciwnika raczej dadzą się rozerwać, niż wypuszczą pochwycony kęs.  MPF-1868 Zniszczony fort XI Duńkowiczki1 czerwca, pod osłoną mglistego poranka zostały podciągnięte baterie. Ulokowano je w zagłębieniu na północ od fortu, gdzie z trzech stron są zakryte i mogą strzelać także w trzy strony; wróg jest z przodu, z prawa i z lewa.  Dla nas, artylerzystów, sam fort jest cenny przede wszystkim jako punkt obserwacyjny. Widok stąd rozciąga się na kilometry. Jednak Rosjanie też o tym wiedzą i należy się spodziewać, że wezmą nas pod silny ogień. Ale wstaliśmy wcześnie – o pierwszej wyruszyliśmy z wzgórza Na Górach13 – i dobrze wykorzystujemy czas, który mamy. Pomiędzy betonowym gruzem i żelastwem baterii w pośpiechu budowane są prowizoryczne zakryte pozycje.  Zachowane wieże pancerne są niestety bezużyteczne, ponieważ nie dają skierować się na południe. Gdy nasza piechota zbliża się do drogi prowadzącej do Radymna, by zabezpieczyć nas na flance, rosyjskie baterie ostrzeliwują fort. Być może byliśmy nieostrożni. Ciężka bateria strzela z południowego zachodu, lekka z południowego wschodu. Dzięki Bogu, ta ciężka strzela za daleko. Jej granaty przelatują nad naszymi głowami i wszystkie trafiają za fort, najwyżej jeden eksplodował w fosie. Ale lekka strzela dobrze. Zasypuje szrapnelami i odłamkami granatów odkryte miejsca wokół nas. Nic dziwnego, że jej ogień jest celny – Rosjanie znają przecież odległość.  Właśnie nadlatuje kolejna salwa. Czterokrotny huk i oślepiające światło wybuchu. Grad żelaza krótko i mocno uderza w ziemię. Sfffff, bang – śpiewny ton zanika wibrującym echem - i pfitt, pfitt, pfitt. Dowódca baterii spokojnie pozostaje przy swojej lornetce nożycowej. Rosjanom nie uda się nas stąd wykurzyć. Ale nie rezygnują tak łatwo – znów podnoszą się fontanny ziemi z wybuchów pocisków dużego kalibru i znowu świszczy nad naszymi głowami. Sffff – plump, to było cholernie nisko nad nad moją głową. Odwracam się, niecałe pięć kroków za mną pocisk uderzył w ziemię, nie wybuchając. Ilu ludziom niewypały uratowały życie przed niechybną śmiercią i jak straszne byłyby straty, gdyby nie wybrakowana amunicja artyleryjska.  Nasz oddział nadal ostrzeliwuje okopy na naszej flance, których Rosjanie nie chcą opuścić mimo ciężkiego ostrzału. Ale nic im to nie da. Z północy zaczynają się teraz działania sąsiedniego korpusu14. Rosjanie byli na naszej flance znacznie dalej na północ, niż myśleliśmy. Dopiero gdy zobaczyliśmy ich wypadających z okopów i biegnących na południe, zdaliśmy sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie na nas czyhało. Ogień ciężkich moździerzy wygnał ich z okopów. Uciekający porywają za sobą linię wsparcia i rezerwy. Tłum biegnie i biegnie po otwartym polu na odkrytej równinie. Rejterada przemieszcza się na południe stosunkowo wąską drogą. Po lewej stronie nasza piechota przy głównej drodze, po prawej biegnący z południa na północ nasyp kolejowy linii kolejowej do Jarosławia. Pomiędzy nimi bezładnie miotają się masy uciekających Rosjan. Niemiecka artyleria wciąż depcze im po piętach, podczas gdy piechota powoli posuwa się pod osłoną jej ognia.  Teraz dla nas nadszedł moment ataku. Nasze baterie flankują Rosjan. Ściana eksplodujących odłamków uniemożliwia im ucieczkę na południe. W bezbrzeżnym przerażeniu gromadzą się i zawracają. Próbują przebić się w lewo – tam wita ich ostrzał piechoty. Na wschodzie próbują schronić się za nasypem kolejowym lub skryć w przejazdach pod torami.  To żałosny obraz, ta pędząca we wszystkich kierunkach ludzka masa, która nie ma dokąd uciec. Teraz Rosjanie pokazują białe flagi i desperacko machając nimi biegną w kierunku powoli posuwających się niemieckich linii strzeleckich.  Na tym odcinku frontu bitwa dobiegła końca. Ale najtrudniejsze wciąż przed nami. Na południu i południowym wschodzie Rosjanie wciąż siedzą tuż przed naszym nosem. Najbliższy mały fort w pasie umocnień, który ze względu na swoją płaską, okrągłą konstrukcję przypomina żółwia, jest w naszym posiadaniu15. Rosjanie strzelają do niego z ciężkiej artylerii, zaś piechurzy gorączkowo okopują się na jego stoku, by znaleźć schronienie. Okopy prowadzące wówczas do szańca nadal znajdują się w rękach Rosjan i samo dzieło jest przez nich silnie obsadzone. Gorsze dla nas są jednak fortyfikacje na północy Żurawicy, gdzie znajduje się cały system okopów flankujących atak na szaniec. Rosjanie są mniej niż 500 metrów od nas, a ich kule świszczą wokół naszych punktów obserwacyjnych.  Walka toczy się nadal bez roztrzygnięcia. W porze obiadowej żołnierze nieco odpoczywają. Także nam odpoczynek się należy. Krótki sen i ciężka praca w palącym galicyjskim słońcu dają się w końcu we znaki. W kazamacie panuje przyjemny chłodek, nawet jeśli, jak na całym forcie, jest tu pełno kurzu i brudu. Posilamy się przysiadając na skrzyniach z amunicją.     Przez całe popołudnie ataki nie przynoszą żadnych rezultatów. Pomimo gradu granatów, pod którym nasze baterie utrzymują flankujące pozycje Rosjan, grupy szturmowe przy każdym nowym natarciu natrafiają na gwałtowny ogień, który ponownie je odrzuca.  Wieczór już niedaleko, przygotowywany jest nowy atak. Pomagają nam teraz moździerze; niedaleko od nas umieszczone jest ich stanowisko obserwacyjne. Piechota ponownie naciera. Opuszczone okopy w jakiś sposób jej pomagają. Ale jest też dużo odkrytego terenu. Tuż przed nami oddziały wsparcia biegną do następnego rowu, około 100 kroków przez otwarte pole. Wściekły, szybki ogień grzechocze z rosyjskich umocnień. Nasze granaty wybuchają bezpośrednio nad okopami wroga, między nimi wznoszą się fontanny wybuchających pocisków moździerzy, ogień nie słabnie; salwy przelatują nad naszymi głowami. Osłonięci piechurzy biegną tak szybko jak tylko mogą, tak szybko, jak pozwalają na to tornister i ciężki sprzęt. Każdy myśli o chwili wytchnienia, która nastąpi po wskoczeniu do bezpiecznego, chroniącego przed ostrzałem okopu.  To przerażający, ściskający serce widok, gdy nasi ludzie muszą przedrzeć się przez szalejący, rosyjski ogień, niczym ruchome cele na strzelnicy. Ale jak dotąd wszyscy przychodzą go szczęśliwie. Nagle upada pierwszy, jakby rażony ciosem pałki. Jego towarzysze pędzą obok niego dalej.  Cały pluton wsparcia minął, tylko ofiara leży nieszczęśliwa i porzucona na otwartej przestrzeni, na linii ognia piechoty wroga. Prowadzenie ognia nie pozostawia czasu na obserwowanie go, ale jakby przyciągany siłą wzrok w każdej wolnej sekundzie kieruje się na niego. Ma postrzał głowy, jego twarz i głowa barwią się purpurą i czerwienią. Mimo to wciąż żyje. Porusza się, podnosi głowę i podejmuje daremne, desperackie próby czołgania się do przodu. Trudno na to patrzeć. Młody oficer artylerii dwukrotnie prosi swojego przełożonego o pozwolenie na wyprowadzenie rannego z ognia i dwukrotnie nie otrzymuje pozwolenia.  Teraz z okopu wyczołguje się jeden z jego towarzyszy. Mocno przywarty do ziemi pełznie w jego kierunku. Kule świszczą mocniej niż dotąd. Ostrożnie spycha rannego w zagłębienie terenu, gdzie przynajmniej w pewnym stopniu są chronieni. Leżąc bandażuje go. Potem próbuje przeciągnąć ciężkie, bezradne ciało do bezpiecznego okopu. Z pomocą przychodzi mu drugi. Westchnienie ulgi, dzięki Bogu, teraz są w okopie. Teraz nasza czujność jest potrzebna bardziej niż kiedykolwiek, ponieważ nasi prą do przodu z niesamowitą wytrwałością. To walka o każdą piędź ziemi. Rosjanie biegną z powrotem okopami do szańca. Szybka salwa na dzieło. Nasi ludzie podążają od „żółwia” ramię przy ramieniu.  Fontanny wybuchających pocisków moździerza wznoszą się w chmurach żółtego i czarnego dymu. Białych jak baranki obłoczki pękających szrapneli przesuwają się po niebie. Ogień z rosyjskich pozycji flankujących nie słabnie. Coraz częściej ostrzeliwują nasze stanowisko obserwacyjne. Sfff, pfft, pfft – jeden z telefonistów raniony w czoło padł bezgłośnie na ziemię. Rosyjska bateria znowu odpala. Żelazny grad świszcze między nami. Silny cios w ciało. Kula odbiła się od rękojeści pistoletu; tylko kabura jest przedziurawiona. Kto by teraz zwracał na to uwagę. Wśród świszczących kul rozgorączkowani wojownicy wszystkie niebezpieczeństwa zbywają śmiechem.  Nasza artyleria nie jest silna, ale nasze dwie baterie strzelają ile mogą. Piechota posuwa się naprzód, ogień wroga słabnie, a zapadający wieczór przynosi dobre wieści – szaniec został zajęty.  Dzień walki dobiegł końca. Na zajmowanej pozycji okopuje się piechota; gdy tylko się ściemni, świeże oddziały zluzują wyczerpanych walką. Schodzimy z pozycji obserwacyjnej do fortu. W wieczornym świetle niesamowicie rysują się w głębi częściowo rozbitego dziedzińca zarysy baterii pancernej i jej strzaskanych wież. Stopa ślizga się po luźnej ziemi. Z wejścia do fortu świeci ciemnoczerwone światło.  Tlące się ognie i słabo migoczące świece wypełniają kazamaty i korytarze mistycznym półmrokiem. Widmowe cienie wznoszą się i opadają, rosną do gigantycznych rozmiarów i rozpraszają się.  Wokół dymiących ognisk i migoczących ogarków świec obozują żołnierze. Hełmy nadają ich sylwetkom wojownicze, ostre cienie, które rzucone na ściany w skaczącym w górę i w dół świetle sprawiają, że rysy i pęknięcia zdają się poruszać. Mundury ludzi są podarte i brudne, włosy i ubrania zawszone; jakie to ma znaczenie – Rosjanie cały fort zostawili pełen robactwa. Twarze z dzikimi brodami lub kolczastym zarostem, dłonie zesztywniałe od brudu – kto miał czas się myć w ciągu ostatnich kilku dni? – nawet oficerowie nie.  Studnia w forcie jest zniszczona; wodę z niej czerpie się wiaderkami spuszczonymi na linach, ale jest to mętna, śmierdząca gnojówka. Brudne, przepocone ubrania przyklejają się do ciała, stopy są obolałe. W maleńkiej dziurze, być może w dawnym areszcie, który właśnie zapewnił nam miejsce dla nas trzech, kucamy na pryczy i przy kapiących świecach jemy słabo podgrzane jedzenie.  W kazamatach leżą na pryczach ciasno upakowane rezerwy. Szyby wentylacyjne są częściowo zasypane, powietrze jest zużyte i śmierdzące; zapach przepoconego stłoczonego tłumu jest wszechobecny. Dowódca oddziału zadomowił się w kazamacie komendanta. Gruz jest jako tako uprzątnięty, jest łóżko, stół i para krzeseł. Oddział telefoniczny znajduje się w przedpokoju16; buczenie, dzwonki i krzyki słychać bez przerwy. Druty ciągnięte pod sufitem gęstą pajęczyną, drżącą niesamowicie w chybotliwym świetle. Upiorne błyski z korytarza. Stopa potyka się o zwłoki. Nie było czasu, aby wszystkich pochować. Ciasno stłoczona grupa kucających jeńców rosyjskich; obok nich blado połyskuje bagnet strażnika.  Ranni są ciągle wnoszeni na noszach i płachtach namiotowych. Ciche, przepojone bólem jęki. Obok przechodzi oficer z całkowicie zabandażowaną głową.  W jednej z kazamat stłoczeni są ranni Rosjanie. Kucają prawie jeden na drugim. Prowizoryczne bandaże są zakrwawione, także mundury zakrzepła krew barwi rdzawym kolorem. Pomieszczenie wypełnia bolesny jęk. Co jakiś czas ktoś głośno wzywa pomocy. Lekarz, który nie może przedrzeć się przez ten bezmiar nieszczęścia, stoi w wejściu. Stara się dać znakami do zrozumienia rannemu, że przestrzeloną dłoń powinien trzymać w górze.  Przed kazamatą, w której leżą wzięci do niewoli rosyjscy oficerowie, wystawiono podwójną wartę. Brakuje drzwi. Zamiast nich stoją dwaj strażnicy. Płomień ostatniej świecy, której światło odbijało się w bagnetach, gaśnie. Wartownicy stoją nieruchomo, nie potrzebują światła, aby strzec jeńców. Nie można ich zobaczyć, ale można wyczuć, że stoi tu dwóch mężczyzn z bronią gotową do strzału.  Z sufitu pośrodku fortu wciąż zagraża tkwiący w nim niewybuch. Śmierć, zniszczenie i gnicie wypływają z pęknięć i spoin, z rumowisk i czeluści korytarzy. Spośród mężczyzn, którzy tu śpią, żaden nie obawia się piekła, w które mogłoby zmienić się ich schronienie. Śmierć przykucnęła obok, a zgroza się do nich uśmiecha. Ale oni tego nie zauważają. Niezachwianie i silnie maszerują przez potworności”.  Przełożył i opracował Tomasz Pomykacz  Fotografie fortu XI „Duńkowiczki”, przedstawiające jego stan po odbiciu Twierdzy Przemyśl, pochodzą ze zbiorów Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej (nry inw.: MPF-130, MPF-1865, MPF-1868).     Przypisy:  Histories of Two Hundred and Fifty-One Divisions of the German Army Which Participated in the War (1914-1918): Compiled From Records of Intelligence Section of the General Staff, American Expeditionary Forces, at General Headquarters, Washington 1920, s. 206, 208; Der Welt Krieg 1914-1918. Die militärischen Operationen zu Lande, 7. Bd., Die Operationen des Jahres 1915, [1], Die Ereignisse im Winter und Frühjahr, Berlin 1931, s. 469. Illustrierte Geschichte des Weltkrieges 1914/15, 2. Bd, Stuttgart etc. 1915, s. 457. C. Ross, Wir draußen. Zwei Jahre Kriegserleben an vier Fronten, Berlin-Wien 1916, s. 237-250. Illustrierte Geschichte des Weltkrieges 1914/15, 3. Bd, Stuttgart etc. 1916, s. 36. Collin Ross https://de.wikipedia.org/wiki/Colin_Ross#cite_note-Schulze-3 (dostęp 19 maja 2021); About Colin Ross https://www.colinrossproject.net/aboutcolinross/ (dostęp 19 maja 2021). Bodo-Michael Baumunk, Colin Ross. Ein deutscher Revolutionär und Reisender 1885-1945, Berlin 1999 mit Korrekturen 2015, https://www.colinrossproject.net/fileadmin/user_upload/baumunk_colin-ross_online2015.pdf (dostęp 19 maja 2021). Mowa o dziedzińcach między górnym a dolnym wałem fortu, zob. plan fortu w: T. Idzikowski, Fort XI „Duńkowiczki”, Przemyśl 2006, s. 47. Położony na prawym krańcu stropu koszar. Plan tradytora w: T. Idzikowski, Fort XI „Duńkowiczki”, Przemyśl 2006, s. 56. Zob. zdjęcia w: T. Idzikowski, op. cit., s. 72-73. Gen. Kneussl, jako miejsce przełamania pozycji rosyjskich wybrał odcinek pierścienia między fortami X i XI, zob. Der Welt Krieg 1914-1918. Die militärischen Operationen zu Lande, 7. Bd., Die Operationen des Jahres 1915, [1], Die Ereignisse im Westen im Frühjahr und Sommer, im Osten vom Frühjahr bis zum Jahresschluß, Berlin 1929, s. 178. Szaniec „Duńkowiczki” (Sch Dunkowiczki), wcześniej – Bateria 9 Małkowice. Forty na zachód od fortu X „Orzechowce”. Na Special-Übersichts-Plan von Przemyśl, Blatt 12, Żurawica, Wien 1897, WH [Wirtshaus – gospoda, karczma] Mokra zaznaczona jest przy drodze pomiędzy fortami forty Xa „Pruchnicka Droga” i X „Orzechowce”. Fort Xa zdobyty został zdobyty 31 maja, zaś X 2 czerwca. Forty IX „Ujkowice” i IXa „Przy Krzyżu” zostały opuszczone przez Rosjan 3 czerwca. Wzgórze ok 2 km na północ od fortu XI „Duńkowiczki”. Niemiecki XLI Korpus Rezerwowy, wchodzący w skład 11 Armii. Prawdopodobnie chodzi o fort XIb „Gaj”. Położony był on na południe od wsi Duńkowiczki, na południowy wschód od fortu XI „Duńkowiczki”. Zaczęto go (przynajmniej częściowo, wznosząc schrony) budować w okresie wyposażania Twierdzy Przemyśl zimą 1912/13 r. Zarys fortu dostrzegalny (pierwsze dzieło na lewo od drogi Przemyśl-Radymno) na często publikowanym w literaturze zdjęciu lotniczym północnego odcinka Twierdzy Przemyśl, zob. T. Idzikowski, Twierdza Przemyśl: powstanie, rozwój, technologie, Krosno 2014, s. 212, mapa na s. 218, zdjęcie na s. 234. Zob. plan fortu w: T. Idzikowski, Fort XI…, s. 38.Jednym z ciekawszych nabytków Biblioteki MNZP w 2021 roku jest drugi tom wydawnictwa Unsere Bayern im Felde : Erzählungen aus dem Weltkriege 1914/16 : Berichte von bayerischen Feldzugsteilnehmern (Nasi Bawarczycy w polu: opowiadania z Wojny Światowej 1914/16: relacje bawarskich kombatantów, sygnatura 42044). Jak sam tytuł wskazuje, jest to antologia beletryzowanych relacji walczących w bawarskich jednostkach uczestników zmagań pierwszych dwóch lat Wielkiej Wojny. Zrozumiałe, że od wydawnictwa wydanego w apogeum wojny, nie można oczekiwać, iż będzie ono zawierać materiały o walorach naukowych; nie taki był jego cel – przede wszystkim miało ono krzepić wiarę w zwycięstwo i zachęcać do dalszych wyrzeczeń. Tym niemniej, także w tego rodzaju publikacjach można trafić na sporo interesujących szczegółów, przekazanych przez naocznych świadków krwawych zmagań. Dla czytelnika zainteresowanego historią Twierdzy Przemyśl szczególnie ciekawe mogą być relacje żołnierzy, którzy uczestniczyli w odbiciu twierdzy na przełomie maja i czerwca 1915 r. Bawarczycy walczyli w ramach dowodzonej przez gen. Paula v. Kneussla 11 bawarskiej Dywizji Piechoty, którą tworzyły m. in. 3 i 22 bawarski Pułk Piechoty, 13 rezerwowy bawarski Pułk Piechoty, 21 bawarski Pułk Artylerii Polowej, 19 i 21 bawarska Kompania Pionierów i trzy szwadrony jazdy. Dywizja wchodziła w skład Kombinowanego Korpusu gen. Kneussla, który był częścią niemieckiej 11 Armii gen. Augusta v. Mackensena1.

Prezentowana poniżej relacja Der Kampf um das Fort (Walka o fort) dotyczy wydarzeń związanych z walkami wokół fortu XI „Duńkowiczki”. Jest ona intweresująca także ze względu na jej autora – Colina Rossa.

Colin Ross (ur. 29 kwietnia 1885 r. w Wiedniu) był austriackim dziennikarzem, korespondentem wojennym i inżynierem. Studiował m. in. w Monachium i tam też odbył służbę wojskową w jednej z jednostek bawarskiej artylerii polowej. Przed wybuchem I wojny światowej był korspondentem wojennym na Bałkanach i w Meksyku. Zza oceanu do Europy wrócił w czasie kryzysu dyplomatycznego, który wybuchł po zamachu w Sarajewie na arcykcięcia Franciszka Ferdynanda i jego małżonkę 28 czerwca 1914 r. Przez Francję i Niemcy dotarł do Wiednia, skąd udał się do Monachium. Tam wstąpił – jako podporucznik rezerwy – do 7 bawarskiego Pułku Artylerii Polowej, z którym udał się na front zachodni.

Nie są znane szczegóły jego służby – 7 bawarski Pułk Artylerii Polowej nie wchodził w skład 11 bawarskiej Dywizji Piechoty. Relacja Der Kampf um das Fort pisana jest z punktu widzenia oficera artylerii, więc mogła to być jedna z baterii 21 bawarskiego Pułku Artylerii Polowej, ale też 5 bateria bawarskiego 2 Rezerwowego Pułku Artylerii Pieszej, również należąca do artylerii 11 dywizji. Sam Ross co prawda w 1916 r. spisał wspomnienia z pierwszych dwóch lat wojny (Wir draußen. Zwei Jahre Kriegserleben an vier Fronten ; Poza domem. Dwa lata przeżyć wojennych na czterech frontach), ale jak napisał we wstępie do nich, w tym czasie pełnił on służbę zarówno w piechocie jak i artylerii i niewiele o szczegółach w tym zakresie można z nich wyczytać, oprócz tego, że pierwsze pół roku wojny spędził we Francji, później, wraz z przygotwywaniem ofensywy w Galicji, trafił na front wschodni. W wydawanym w czasie wojny wydawnictwie „Illustrierte Geschichte des Weltkrieges” w 1915 r. ukazała się jego relacja ze szturmu na wzgórze Sękowa przeprowadzonego w czasie działań związanych z przełamaniem frontu pod Gorlicami na początku maja 1915 r. Został wówczas podpisany jako „adiutant w jednym z pułków artylerii polowej w armii gen. Mackensena w Galicji”2. W tym charakterze najprawdopodobniej walczył też pod Przemyślem na przełomie maja i czerwca 1915 r.

21 czerwca 1915 r. Ross (krótko po tym, jak awansowano go na porucznika) został ranny w czasie walk na Wołyniu. Leczenie było długie, w tym czasie zajmował się m.in. pracą nad Wir draußen. W kilku rozdziałach zawarł tu m.in. swe wspomnienia z walk o Przemyśl. Jeden z nich, zatytułowany Der Kampf im Fort XI (Walka w forcie XI), ma zasadniczo tę samą treść, jak prezentowana poniżej relacja3. Walk o Przemyśl dotyczył też jego tekst Wie wir Przemysl nahmen (Jak zajęliśmy Przemyśl), który ukazał się w 1916 r. w trzecim tomie wydawnictwa “Illustrierte Geschichte des Weltkrieges 1914/15”4.

Po rekonwalescencji nie wrócił do służby, ale rozpoczął pracę w Militärische Stelle des Auswärtigen Amtes, oddziale w niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych zajmującego się m. in. propagandą.

W okresie międzywojennym zyskał rangę jednego z najważniejszych i najpopularniejszych reportażystów i pisarzy podróżniczych niemieckiego obszaru językowego. Był też jednym z pionierów reportażu filmowego. Po 1933 r. otwarcie deklarował swe narodowo-socjalistyczne sympatie, aczkolwiek dystansował się od antysemityzmu. W obliczu załamania się III Rzeszy, obawiając dostania się w ręce aliantów, 29 kwietnia 1945 r. popełnił wraz z małżonką samobójstwo w domu swego przyjaciela, Baldura von Schiracha, w Urfeld am Walchensee5.

Przypadająca na przełom maja i czerwca kolejna rocznica walk o odbicie Twierdzy Przemyśl przez państwa centralne, stanowi znakomitą okazję do przedstawienia relacji ppor. Colina Rossa z walk w okolicy fortu XI „Duńkowiczki”.

„Po przełamaniu linii umocnień fort XI miał zostać zajęty od wewnętrznej strony; ciężka artyleria wykonała tutaj solidną robotę. Potężne betonowe bloki rzucone siłą wybuchu leżą na dziedzińcu fortu, pomiędzy nimi zwłoki, które przysypane cementowym pyłem, są białe niczym mąka. Wejścia do wnętrza dzieła wydają się prowadzić do labiryntu pełnego przepaści.

MPF-130 Fort XI DuńkowiczkiZ dziedzińca bez trudu przechodzi się do fosy. Przed nią, szerokie na wiele metrów zasieki, są nadal prawie nietknięte; po przedarciu się przez nie atakujący musieliby jeszcze pokonać fosę. Jej dno zabezpieczone jest przeszkodami z drutu i minami. Następnie pojawia się pionowa ściana, a po niej stroma pochyłość z kolejnymi zasiekami. Fosa może być ostrzeliwana wzdłuż z kojców.

Zostały one trafione pociskami ciężkiej artylerii. Mury się zawaliły, ścieżka wśród gruzów i kamieni prowadzi dalej. W ścianie jest szczelina, zasieki za nią są zniszczone. W pewnym momencie droga w górę nasypu za ścianą jest wolna. Dwa wewnętrzne dziedzińce są w połowie zasypane6. Masy ziemi z nasypów, które wznosiły się za nimi, osunęły się. Wygląda to jak górskie rumowisko. Stanowiska karabinowe na na baterii w wielu miejscach pękały, na betonowych ścianach widać szczeliny i rysy, prowadzące do stanowisk żelazne schody zostały zerwane i wyrzucone na dziedziniec.

Stanowisko baterii na górnym wale jest puste, strzelające z odkrytych pozycji działa byłyby łatwym celem dla artylerii szturmowej. Jednak na obu skrzydłach wału znajdują się działa osadzone w masywnych, opancerzonych betonowych tradytorach.

Oba zostały uszkodzone przez bezpośrednie trafienia. Południowo-wschodni7 jest całkowicie zniszczony. To, co kiedyś było solidną konstrukcją ze zbrojonej stali i twardego jak skała betonu, która zdawała się być zbudowaną na wieczność, jest teraz kupą gruzu i żelastwa. Wygląda jak krater otoczony skalistymi górami, którym kształt nadają ogromne, popękane bloki cementu. Wystają zeń pogięte żelazne szyny i stalowe płyty. Zniszczone działa są całkiem zasypane.

Tradytor w północno-zachodniej części fortu nie został tak poważnie uszkodzony8. Z zewnątrz przez wąskie szczeliny nadal widać wyloty luf dział. Tylko jedna ściana boczna została uderzona i wyłamana. Jest wystarczająco dużo miejsca między postrzępionymi blokami a wygiętym żelazem, aby można było wczołgać się do stanowisk dział. Panuje tu półmrok. Oko powoli przyzwyczaja się do ciemności i można rozpoznać, że sufit częściowo się zawalił. Mocne dźwigary i 1,5-metrowe betonowe sklepienie są rozerwane jak gdyby zbudowano je z brzozy i luźniej ziemi. Działo w lawecie stoi nienaruszone za pancerzem. Jednak jego obsługa ucierpiała. Jeden kanonier leży roztrzaskany pod ciężkimi żelaznymi drzwiami prowadzącymi do sąsiedniego pomieszczenia. Ciśnienie powietrza mogło wyrwać je z zawiasów i rzucić na niego. Drugi został zmiażdżony przez spadający kamienny blok. Sąsiednia kazamata jest całkowicie nienaruszona. Działo, które wypełnia większość pomieszczenia, pobłyskuje w bladym świetle. Wszystkie jego mechanizmy funkcjonują. To jedno, nienaruszone działo, pomimo wszystkich zniszczeń spowodowanych morderczym ostrzałem, uczyniłoby fort warownią nie do zdobycia, gdyby nie to, że po bezpośrednim trafieniu w sąsiednie pomieszczenie, pozostała przy życiu reszta załogi nie uciekła w panice.

MPF-1865 Zniszczony fort XI DuńkowiczkiZa działem żelazne schody prowadzą stromo w górę na stanowisko obserwacyjne oficera kierującego ogniem. Pod lekko spłaszczoną, łukowatą pancerną kopułą, jest miejsce tylko dla jednego człowieka. Wąska szczelina pozwala obserwować okolicę. Kopułę, do której przymocowany jest pierścień z podziałką, można lekko obracać we wszystkich kierunkach za pomocą pokrętła. Słońce nagrzewa stalowy sufit. W niskim, dusznym pomieszczeniu jest nieznośnie wilgotno i nieprzyjemnie.

Działa w kojcach również są nieuszkodzone, podobnie jak jedna z wież pancernych.

W betonowym przejściu między dwoma wewnętrznymi dziedzińcami znajduje się cenna, ale budząca grozę pamiątka po ostrzale: niewypał z 42-centymetrowego moździerza. Pocisk przebił się przez nasyp i betonowy strop, po czym utknął w sklepieniu nie eksplodowawszy. Wisi nad naszymi głowami, groźnie i niesamowicie. Pocisk wystaje z sufitu na jedną trzecią swojej długości, wciśnięty między mocne żelazne dźwigary, wygięte jak wosk9.

Pocisk przebił beton i stal, a jego czubek wystaje z sufitu nieuszkodzony, nienaruszony, jakby właśnie wyszedł z fabryki; na jego spiczastym czubku nie widać odprysków ani otarć! Siła uderzenia spowodowała tylko pęknięcia i szczeliny w ścianach oraz nieznacznie wypchnęła fragmenty ściany w niektórych miejscach.

Liczne pomieszczenia i kazamaty w forcie zachowały się w stanie nienaruszonym, odnaleziono też stosunkowo niewielką liczbę zabitych. W większości pomieszczeń widoczne są jednak znaczne pęknięcia i szczeliny, które powstały, gdy w pobliżu uderzyły ciężkie pociski. Przeżycie ostrzału fortu przez nowoczesne działa najcięższych kalibrów musi być niemożliwym do wyobrażenia, przerażającym doświadczeniem.

Załoga fortu XI dzielnie przetrwała pierwsze 24 godziny. Tak, nawet potem strzelali do nas z nieuszkodzonych dział. W pokoju komendanta znaleźliśmy kawałek korpusu i zapalnik 42-centymetrowego granatu, który załoga musiała przytaszczyć dla swojego dowódcy jako cenną pamiątkę. Wytrzymali zatem pierwszą dobę. Ale kiedy zaczęło się drugie bombardowanie, każdy mógł obliczyć, ile czasu zajmie, nim wyciągnie śmiertelny los – wówczas wszystkich zawiodły nerwy. To doprowadziło do tego, że nasza piechota mogła zająć fort bez walki. Wówczas znajdowało się w nim około 20 ludzi, którzy bez oporu dali wziąć się do niewoli. W innym forcie załoga wyszła naprzeciw atakujących z podniesionymi rękami, drżąc i żegnając się; wielu spośród nich było albo głuchych, albo bliskich obłędu. Rosyjscy oficerowie wciskali niemieckim dowódcom pieniądze, zegarki i papierośnice, jąkając się błagali o litość. W tym samym czasie jednak Rosjanie rzucili do twierdzy świeże wojska z garnizonu lwowskiego, które utrudniały nam walkę o rozpoczynające się pozycje pośrednie i zadały nam ciężkie straty.

Fort XI znajduje się na lewym skrzydle linii przełamania10. Fort XII nadal znajduje się w rękach Rosjan, co więcej, nadal znajdują się oni niedaleko nas w szańcu11 między obydwoma fortami. Bezpośrednio na naszej lewej flance, na równinie po obu stronach szosy z Przemyśla do Radymna znajdują się też jeszcze znaczniejsze siły przeciwnika. Także znajdujące się na prawo od nas forty koło Mokrej12, które nie zostały jeszcze zdobyte, mogą również ostrzeliwać naszą flankę i tyły. Zaś przed nami stoi twardy nieprzyjaciel, który z całych sił próbuje odzyskać naszą zdobycz. Sytuacja, w której znaleźli się atakujący, nie jest zatem przyjemna. Ale są oni jak buldogi, które wgryzione w przeciwnika raczej dadzą się rozerwać, niż wypuszczą pochwycony kęs.

MPF-1868 Zniszczony fort XI Duńkowiczki1 czerwca, pod osłoną mglistego poranka zostały podciągnięte baterie. Ulokowano je w zagłębieniu na północ od fortu, gdzie z trzech stron są zakryte i mogą strzelać także w trzy strony; wróg jest z przodu, z prawa i z lewa.

Dla nas, artylerzystów, sam fort jest cenny przede wszystkim jako punkt obserwacyjny. Widok stąd rozciąga się na kilometry. Jednak Rosjanie też o tym wiedzą i należy się spodziewać, że wezmą nas pod silny ogień. Ale wstaliśmy wcześnie – o pierwszej wyruszyliśmy z wzgórza Na Górach13 – i dobrze wykorzystujemy czas, który mamy. Pomiędzy betonowym gruzem i żelastwem baterii w pośpiechu budowane są prowizoryczne zakryte pozycje.

Zachowane wieże pancerne są niestety bezużyteczne, ponieważ nie dają skierować się na południe. Gdy nasza piechota zbliża się do drogi prowadzącej do Radymna, by zabezpieczyć nas na flance, rosyjskie baterie ostrzeliwują fort. Być może byliśmy nieostrożni. Ciężka bateria strzela z południowego zachodu, lekka z południowego wschodu. Dzięki Bogu, ta ciężka strzela za daleko. Jej granaty przelatują nad naszymi głowami i wszystkie trafiają za fort, najwyżej jeden eksplodował w fosie. Ale lekka strzela dobrze. Zasypuje szrapnelami i odłamkami granatów odkryte miejsca wokół nas. Nic dziwnego, że jej ogień jest celny – Rosjanie znają przecież odległość.

Właśnie nadlatuje kolejna salwa. Czterokrotny huk i oślepiające światło wybuchu. Grad żelaza krótko i mocno uderza w ziemię. Sfffff, bang – śpiewny ton zanika wibrującym echem – i pfitt, pfitt, pfitt. Dowódca baterii spokojnie pozostaje przy swojej lornetce nożycowej. Rosjanom nie uda się nas stąd wykurzyć. Ale nie rezygnują tak łatwo – znów podnoszą się fontanny ziemi z wybuchów pocisków dużego kalibru i znowu świszczy nad naszymi głowami. Sffff – plump, to było cholernie nisko nad nad moją głową. Odwracam się, niecałe pięć kroków za mną pocisk uderzył w ziemię, nie wybuchając. Ilu ludziom niewypały uratowały życie przed niechybną śmiercią i jak straszne byłyby straty, gdyby nie wybrakowana amunicja artyleryjska.

Nasz oddział nadal ostrzeliwuje okopy na naszej flance, których Rosjanie nie chcą opuścić mimo ciężkiego ostrzału. Ale nic im to nie da. Z północy zaczynają się teraz działania sąsiedniego korpusu14. Rosjanie byli na naszej flance znacznie dalej na północ, niż myśleliśmy. Dopiero gdy zobaczyliśmy ich wypadających z okopów i biegnących na południe, zdaliśmy sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie na nas czyhało. Ogień ciężkich moździerzy wygnał ich z okopów. Uciekający porywają za sobą linię wsparcia i rezerwy. Tłum biegnie i biegnie po otwartym polu na odkrytej równinie. Rejterada przemieszcza się na południe stosunkowo wąską drogą. Po lewej stronie nasza piechota przy głównej drodze, po prawej biegnący z południa na północ nasyp kolejowy linii kolejowej do Jarosławia. Pomiędzy nimi bezładnie miotają się masy uciekających Rosjan. Niemiecka artyleria wciąż depcze im po piętach, podczas gdy piechota powoli posuwa się pod osłoną jej ognia.

Teraz dla nas nadszedł moment ataku. Nasze baterie flankują Rosjan. Ściana eksplodujących odłamków uniemożliwia im ucieczkę na południe. W bezbrzeżnym przerażeniu gromadzą się i zawracają. Próbują przebić się w lewo – tam wita ich ostrzał piechoty. Na wschodzie próbują schronić się za nasypem kolejowym lub skryć w przejazdach pod torami.

To żałosny obraz, ta pędząca we wszystkich kierunkach ludzka masa, która nie ma dokąd uciec. Teraz Rosjanie pokazują białe flagi i desperacko machając nimi biegną w kierunku powoli posuwających się niemieckich linii strzeleckich.

Na tym odcinku frontu bitwa dobiegła końca. Ale najtrudniejsze wciąż przed nami. Na południu i południowym wschodzie Rosjanie wciąż siedzą tuż przed naszym nosem. Najbliższy mały fort w pasie umocnień, który ze względu na swoją płaską, okrągłą konstrukcję przypomina żółwia, jest w naszym posiadaniu15. Rosjanie strzelają do niego z ciężkiej artylerii, zaś piechurzy gorączkowo okopują się na jego stoku, by znaleźć schronienie. Okopy prowadzące wówczas do szańca nadal znajdują się w rękach Rosjan i samo dzieło jest przez nich silnie obsadzone. Gorsze dla nas są jednak fortyfikacje na północy Żurawicy, gdzie znajduje się cały system okopów flankujących atak na szaniec. Rosjanie są mniej niż 500 metrów od nas, a ich kule świszczą wokół naszych punktów obserwacyjnych.

Walka toczy się nadal bez roztrzygnięcia. W porze obiadowej żołnierze nieco odpoczywają. Także nam odpoczynek się należy. Krótki sen i ciężka praca w palącym galicyjskim słońcu dają się w końcu we znaki. W kazamacie panuje przyjemny chłodek, nawet jeśli, jak na całym forcie, jest tu pełno kurzu i brudu. Posilamy się przysiadając na skrzyniach z amunicją.

Przez całe popołudnie ataki nie przynoszą żadnych rezultatów. Pomimo gradu granatów, pod którym nasze baterie utrzymują flankujące pozycje Rosjan, grupy szturmowe przy każdym nowym natarciu natrafiają na gwałtowny ogień, który ponownie je odrzuca.

Wieczór już niedaleko, przygotowywany jest nowy atak. Pomagają nam teraz moździerze; niedaleko od nas umieszczone jest ich stanowisko obserwacyjne. Piechota ponownie naciera. Opuszczone okopy w jakiś sposób jej pomagają. Ale jest też dużo odkrytego terenu. Tuż przed nami oddziały wsparcia biegną do następnego rowu, około 100 kroków przez otwarte pole. Wściekły, szybki ogień grzechocze z rosyjskich umocnień. Nasze granaty wybuchają bezpośrednio nad okopami wroga, między nimi wznoszą się fontanny wybuchających pocisków moździerzy, ogień nie słabnie; salwy przelatują nad naszymi głowami. Osłonięci piechurzy biegną tak szybko jak tylko mogą, tak szybko, jak pozwalają na to tornister i ciężki sprzęt. Każdy myśli o chwili wytchnienia, która nastąpi po wskoczeniu do bezpiecznego, chroniącego przed ostrzałem okopu.

To przerażający, ściskający serce widok, gdy nasi ludzie muszą przedrzeć się przez szalejący, rosyjski ogień, niczym ruchome cele na strzelnicy. Ale jak dotąd wszyscy przychodzą go szczęśliwie. Nagle upada pierwszy, jakby rażony ciosem pałki. Jego towarzysze pędzą obok niego dalej.

Cały pluton wsparcia minął, tylko ofiara leży nieszczęśliwa i porzucona na otwartej przestrzeni, na linii ognia piechoty wroga. Prowadzenie ognia nie pozostawia czasu na obserwowanie go, ale jakby przyciągany siłą wzrok w każdej wolnej sekundzie kieruje się na niego. Ma postrzał głowy, jego twarz i głowa barwią się purpurą i czerwienią. Mimo to wciąż żyje. Porusza się, podnosi głowę i podejmuje daremne, desperackie próby czołgania się do przodu. Trudno na to patrzeć. Młody oficer artylerii dwukrotnie prosi swojego przełożonego o pozwolenie na wyprowadzenie rannego z ognia i dwukrotnie nie otrzymuje pozwolenia.

Teraz z okopu wyczołguje się jeden z jego towarzyszy. Mocno przywarty do ziemi pełznie w jego kierunku. Kule świszczą mocniej niż dotąd. Ostrożnie spycha rannego w zagłębienie terenu, gdzie przynajmniej w pewnym stopniu są chronieni. Leżąc bandażuje go. Potem próbuje przeciągnąć ciężkie, bezradne ciało do bezpiecznego okopu. Z pomocą przychodzi mu drugi. Westchnienie ulgi, dzięki Bogu, teraz są w okopie. Teraz nasza czujność jest potrzebna bardziej niż kiedykolwiek, ponieważ nasi prą do przodu z niesamowitą wytrwałością. To walka o każdą piędź ziemi. Rosjanie biegną z powrotem okopami do szańca. Szybka salwa na dzieło. Nasi ludzie podążają od „żółwia” ramię przy ramieniu.

Fontanny wybuchających pocisków moździerza wznoszą się w chmurach żółtego i czarnego dymu. Białych jak baranki obłoczki pękających szrapneli przesuwają się po niebie. Ogień z rosyjskich pozycji flankujących nie słabnie. Coraz częściej ostrzeliwują nasze stanowisko obserwacyjne. Sfff, pfft, pfft – jeden z telefonistów raniony w czoło padł bezgłośnie na ziemię. Rosyjska bateria znowu odpala. Żelazny grad świszcze między nami. Silny cios w ciało. Kula odbiła się od rękojeści pistoletu; tylko kabura jest przedziurawiona. Kto by teraz zwracał na to uwagę. Wśród świszczących kul rozgorączkowani wojownicy wszystkie niebezpieczeństwa zbywają śmiechem.

Nasza artyleria nie jest silna, ale nasze dwie baterie strzelają ile mogą. Piechota posuwa się naprzód, ogień wroga słabnie, a zapadający wieczór przynosi dobre wieści – szaniec został zajęty.

Dzień walki dobiegł końca. Na zajmowanej pozycji okopuje się piechota; gdy tylko się ściemni, świeże oddziały zluzują wyczerpanych walką. Schodzimy z pozycji obserwacyjnej do fortu. W wieczornym świetle niesamowicie rysują się w głębi częściowo rozbitego dziedzińca zarysy baterii pancernej i jej strzaskanych wież. Stopa ślizga się po luźnej ziemi. Z wejścia do fortu świeci ciemnoczerwone światło.

Tlące się ognie i słabo migoczące świece wypełniają kazamaty i korytarze mistycznym półmrokiem. Widmowe cienie wznoszą się i opadają, rosną do gigantycznych rozmiarów i rozpraszają się.

Wokół dymiących ognisk i migoczących ogarków świec obozują żołnierze. Hełmy nadają ich sylwetkom wojownicze, ostre cienie, które rzucone na ściany w skaczącym w górę i w dół świetle sprawiają, że rysy i pęknięcia zdają się poruszać. Mundury ludzi są podarte i brudne, włosy i ubrania zawszone; jakie to ma znaczenie – Rosjanie cały fort zostawili pełen robactwa. Twarze z dzikimi brodami lub kolczastym zarostem, dłonie zesztywniałe od brudu – kto miał czas się myć w ciągu ostatnich kilku dni? – nawet oficerowie nie.

Studnia w forcie jest zniszczona; wodę z niej czerpie się wiaderkami spuszczonymi na linach, ale jest to mętna, śmierdząca gnojówka. Brudne, przepocone ubrania przyklejają się do ciała, stopy są obolałe. W maleńkiej dziurze, być może w dawnym areszcie, który właśnie zapewnił nam miejsce dla nas trzech, kucamy na pryczy i przy kapiących świecach jemy słabo podgrzane jedzenie.

W kazamatach leżą na pryczach ciasno upakowane rezerwy. Szyby wentylacyjne są częściowo zasypane, powietrze jest zużyte i śmierdzące; zapach przepoconego stłoczonego tłumu jest wszechobecny. Dowódca oddziału zadomowił się w kazamacie komendanta. Gruz jest jako tako uprzątnięty, jest łóżko, stół i para krzeseł. Oddział telefoniczny znajduje się w przedpokoju16; buczenie, dzwonki i krzyki słychać bez przerwy. Druty ciągnięte pod sufitem gęstą pajęczyną, drżącą niesamowicie w chybotliwym świetle. Upiorne błyski z korytarza. Stopa potyka się o zwłoki. Nie było czasu, aby wszystkich pochować. Ciasno stłoczona grupa kucających jeńców rosyjskich; obok nich blado połyskuje bagnet strażnika.

Ranni są ciągle wnoszeni na noszach i płachtach namiotowych. Ciche, przepojone bólem jęki. Obok przechodzi oficer z całkowicie zabandażowaną głową.

W jednej z kazamat stłoczeni są ranni Rosjanie. Kucają prawie jeden na drugim. Prowizoryczne bandaże są zakrwawione, także mundury zakrzepła krew barwi rdzawym kolorem. Pomieszczenie wypełnia bolesny jęk. Co jakiś czas ktoś głośno wzywa pomocy. Lekarz, który nie może przedrzeć się przez ten bezmiar nieszczęścia, stoi w wejściu. Stara się dać znakami do zrozumienia rannemu, że przestrzeloną dłoń powinien trzymać w górze.

Przed kazamatą, w której leżą wzięci do niewoli rosyjscy oficerowie, wystawiono podwójną wartę. Brakuje drzwi. Zamiast nich stoją dwaj strażnicy. Płomień ostatniej świecy, której światło odbijało się w bagnetach, gaśnie. Wartownicy stoją nieruchomo, nie potrzebują światła, aby strzec jeńców. Nie można ich zobaczyć, ale można wyczuć, że stoi tu dwóch mężczyzn z bronią gotową do strzału.

Z sufitu pośrodku fortu wciąż zagraża tkwiący w nim niewybuch. Śmierć, zniszczenie i gnicie wypływają z pęknięć i spoin, z rumowisk i czeluści korytarzy. Spośród mężczyzn, którzy tu śpią, żaden nie obawia się piekła, w które mogłoby zmienić się ich schronienie. Śmierć przykucnęła obok, a zgroza się do nich uśmiecha. Ale oni tego nie zauważają. Niezachwianie i silnie maszerują przez potworności”.

Przełożył i opracował Tomasz Pomykacz

Fotografie fortu XI „Duńkowiczki”, przedstawiające jego stan po odbiciu Twierdzy Przemyśl, pochodzą ze zbiorów Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej (nry inw.: MPF-130, MPF-1865, MPF-1868).

Przypisy:

  1. Histories of Two Hundred and Fifty-One Divisions of the German Army Which Participated in the War (1914-1918): Compiled From Records of Intelligence Section of the General Staff, American Expeditionary Forces, at General Headquarters, Washington 1920, s. 206, 208; Der Welt Krieg 1914-1918. Die militärischen Operationen zu Lande, 7. Bd., Die Operationen des Jahres 1915, [1], Die Ereignisse im Winter und Frühjahr, Berlin 1931, s. 469.
  2. Illustrierte Geschichte des Weltkrieges 1914/15, 2. Bd, Stuttgart etc. 1915, s. 457.
  3. C. Ross, Wir draußen. Zwei Jahre Kriegserleben an vier Fronten, Berlin-Wien 1916, s. 237-250.
  4. Illustrierte Geschichte des Weltkrieges 1914/15, 3. Bd, Stuttgart etc. 1916, s. 36.
  5. Collin Ross https://de.wikipedia.org/wiki/Colin_Ross#cite_note-Schulze-3 (dostęp 19 maja 2021); About Colin Ross https://www.colinrossproject.net/aboutcolinross/ (dostęp 19 maja 2021). Bodo-Michael Baumunk, Colin Ross. Ein deutscher Revolutionär und Reisender 1885-1945, Berlin 1999 mit Korrekturen 2015, https://www.colinrossproject.net/fileadmin/user_upload/baumunk_colin-ross_online2015.pdf (dostęp 19 maja 2021).
  6. Mowa o dziedzińcach między górnym a dolnym wałem fortu, zob. plan fortu w: T. Idzikowski, Fort XI „Duńkowiczki”, Przemyśl 2006, s. 47.
  7. Położony na prawym krańcu stropu koszar.
  8. Plan tradytora w: T. Idzikowski, Fort XI „Duńkowiczki”, Przemyśl 2006, s. 56.
  9. Zob. zdjęcia w: T. Idzikowski, op. cit., s. 72-73.
  10. Gen. Kneussl, jako miejsce przełamania pozycji rosyjskich wybrał odcinek pierścienia między fortami X i XI, zob. Der Welt Krieg 1914-1918. Die militärischen Operationen zu Lande, 7. Bd., Die Operationen des Jahres 1915, [1], Die Ereignisse im Westen im Frühjahr und Sommer, im Osten vom Frühjahr bis zum Jahresschluß, Berlin 1929, s. 178.
  11. Szaniec „Duńkowiczki” (Sch Dunkowiczki), wcześniej – Bateria 9 Małkowice.
  12. Forty na zachód od fortu X „Orzechowce”. Na Special-Übersichts-Plan von Przemyśl, Blatt 12, Żurawica, Wien 1897, WH [Wirtshaus – gospoda, karczma] Mokra zaznaczona jest przy drodze pomiędzy fortami forty Xa „Pruchnicka Droga” i X „Orzechowce”. Fort Xa zdobyty został zdobyty 31 maja, zaś X 2 czerwca. Forty IX „Ujkowice” i IXa „Przy Krzyżu” zostały opuszczone przez Rosjan 3 czerwca.
  13. Wzgórze ok 2 km na północ od fortu XI „Duńkowiczki”.
  14. Niemiecki XLI Korpus Rezerwowy, wchodzący w skład 11 Armii.
  15. Prawdopodobnie chodzi o fort XIb „Gaj”. Położony był on na południe od wsi Duńkowiczki, na południowy wschód od fortu XI „Duńkowiczki”. Zaczęto go (przynajmniej częściowo, wznosząc schrony) budować w okresie wyposażania Twierdzy Przemyśl zimą 1912/13 r. Zarys fortu dostrzegalny (pierwsze dzieło na lewo od drogi Przemyśl-Radymno) na często publikowanym w literaturze zdjęciu lotniczym północnego odcinka Twierdzy Przemyśl, zob. T. Idzikowski, Twierdza Przemyśl: powstanie, rozwój, technologie, Krosno 2014, s. 212, mapa na s. 218, zdjęcie na s. 234.
  16. Zob. plan fortu w: T. Idzikowski, Fort XI…, s. 38.

Kodowanie i design: Michał Krzemiński na bazie projektu stworzonego przez S'Sense

Skip to content