Lęk w kulturze – epidemie
Czego się boimy? – gdybyśmy obecnie zadali to pytanie w badaniach socjologicznych, to bez wątpienia na szczycie hierarchii wyborów znalazłby się koronawirus. A jeszcze kilka miesięcy temu nikt o takim niebezpieczeństwie nie słyszał, za to były inne powody obaw. Strach przed różnego rodzaju zagrożeniami towarzyszy ludzkości od samego zarania jej dziejów. Przez wieki próbowano wyjaśnić czego i dlaczego się obawiamy. W dzisiejszym świecie bez przerwy jesteśmy konfrontowani z różnymi zagrożeniami, wzbudzającymi i nasilającymi obawy. Lękanie się jest powszechne w świecie i przeżyciach jednostki. Bojaźń przed śmiercią, chorobą, samotnością, biedą, niepełnosprawnością, brakiem miłości, bezrobociem, terroryzmem, eksperymentami genetycznymi, „końcem świata” towarzyszą człowiekowi. Każdy się czegoś boi. Każdy czegoś innego. Strach wyzwala różne działania, zmienia sposób myślenia i przyczynia się do powstawania różnych wytworów. Żyjemy w kulturze strachu. Abstrahując od teoretycznych rozważań na temat kultury strachu, warto jednak stwierdzić za Jeanem Delumeau, że uczucie strachu odegrało kapitalną rolę w historii ludzkich społeczeństw. To swoiste perpetuum mobile napędzające rozwój i postęp cywilizacji. Autor ten w książce „Strach w kulturze Zachodu” pokazuje jak strach zmienia mentalność ludzi i wpływa na sferę kultury, chociażby poprzez makabryczne motywy w literaturze i sztuce.
Wśród zagrożeń wzbudzających obawy, bojaźnie i lęki były i są wszelkie epidemie, które od bardzo dawna określano zarazy. Zmagania człowieka z niewidzialnymi gołym okiem zarazkami wywołującymi choroby są bardzo długie. Historycy i epidemiolodzy bardzo wiele powiedzieli na temat szalejących na przestrzeni wieków zaraz. Historyczna rzeczywistość epidemiczna dla antropologa czy kulturoznawcy jest poszukiwaniem przemian w myśleniu i działaniu ówczesnych ludzi. Atmosfera chaosu, trwogi, rozboju, zagrożenia związanego z chorobami epidemicznymi wpływała na sferę ducha, wartości i wytwory kultury materialnej. Epidemie od zawsze przeobrażały życie ludzkie i świat.
Choroby zakaźne stały się groźne wraz z rozwojem dużych skupisk ludzkich i miast. Nie oznacza to, że wieś była wolna od zaraz. Dawna wieś była światem zamkniętym, nie na tyle jednak, by nie dotarła do niej choroba, którą „diabli” przynieśli z najdalszego zakamarka świata.
W czasach nowożytnych najstraszniejszą epidemią była dżuma – „czarna śmierć”, która w latach 1347-1350 zdziesiątkowała Europę. Nawiedziła także ziemie polskie, chociaż brak historycznych materiałów, jaka była jej skala. Z kart średniowiecznych kronik wyłania się tragiczny obraz świata nawiedzonego przez „morowe powietrze”. Powszechność śmierci i strachu przed zarazą odcisnęły piętno na świadomości społecznej i sztuce. Popularnym motywem stały się korowody śmierci – danse macabre, a lęk przed śmiercią opisuje najważniejszy polski utwór poetycki Rozmowa Mistrza Polikarpa ze Śmiercią.
Cykliczne powroty epidemii nazywanej „morowym powietrzem” lub „powietrzem” powodowały, że ludzie odczuwali trwogę przed chorobami zakaźnymi na przykład tyfusem, cholerą, grypą „hiszpanką” i innymi. Źródłem tego lęku były fatalne, wielowiekowe doświadczenia przekazywane z pokolenia na pokolenie. Wiedza na temat chorób epidemicznych, ich genezy i mechanizmów powstawania przez wiele wieków była znikoma, dlatego próbą niwelowania lęku przed nimi było stosowanie różnych środków zaradczych i apotropeicznych. Ci, których było na to stać, w przypadku pojawienia się ,,złego powietrza” opuszczali zagrożone miejsca i w odludnych przestrzeniach czekali na zakończenie epidemii. Nie wszyscy tak jednak mogli uczynić. Pozostali chwytali się różnych sposobów powodujących odwrócenie zarazy. Gdy szalał pomór i ludzie nie nadążali grzebać swoich zmarłych, a strach ogarniał wszystkich, szukano różnych sposobów ochrony. Jedni tajemnymi zaklęciami i czarami, inni paleniem ognisk, ślubami, modlitwami, stawianiem krzyży i kapliczek starali się położyć kres zarazie. Wykorzystywane jako środek do rozpędzania morowego powietrza były także dzwony, gdyż próbowano na różne sposoby zarazę poruszyć i przegnać z określonego obszaru. Strzelano z armat, bezustannie dzwoniono, hałasowano na wszystkie możliwe sposoby, by zakażone powietrze opuściło ludzkie przestrzenie.
W obliczu rychłej śmierci ludzie byli przekonani, że kulturowo aprobowane apotropeiony ochronią przed niebezpieczeństwem. Lud wierzył w skuteczność sił nadprzyrodzonych, ponieważ morowe powietrze traktowano jako dopust Boży, karę za grzechy i przewinienia. W czasie „morowego powietrza” remedium była modlitwa. Do Boga zwracano się z prośbą: „Od powietrza, głodu, ognia i wojny – wybaw nas Panie”. Ustawienia „powietrza” na pierwszym miejscu wśród innych klęsk elementarnych wskazuje, jak wielkie było to zagrożenie dla życia ludzkiego. Zwracano się także do Matki Boskiej Bolesnej i różnych świętych patronów o niedopuszczenie, jak i o zwalczenie morowego powietrza. Szczególnym kultem cieszyli się św. Rozalia i św. Roch, któremu niestraszne było zbliżanie się do chorych na trąd lub – według innych podań – zadżumionych. Według tradycji, na św. Rocha, czyli 16 sierpnia, zapalano ogniska i zabierano z nich węgielki, które miały ochronić dom i rodzinę, gdyby pojawiła się zaraza. Podanie głosi, że podczas znalezienia relikwii św. Rozalii ustała zaraza, która wówczas nękała Palermo i całą okolicę. Od tego czasu zaczął się kult tej świętej jako patronki chroniącej od epidemii.
Przed „złym powietrzem” uchronić miały różne symbole religijne. Atrybutem antymorowym były „krzyże choleryczne” nazywane także „krzyże morowe”, które w formie karawaki lub krzyża łacińskiego były stawiane na granicy wsi albo w środku wsi lub miasta. Traktowano je także jako znak magiczny, który miał oddalać od danej przestrzeni zarazę. Karawaka pochodzi od nazwy hiszpańskiego miasta Caravaca de la Cruz w prowincji Murcja, ma formę krzyża o dwóch belkach poziomych, z których górna jest trochę krótsza od dolnej. Znaczna część karawak w Polsce miała obydwie poprzeczki o równej długości. Legenda mówi, że taki krzyż na Półwysep Iberyjski przynieśli aniołowie z Jerozolimy w 1232 roku, bo brakowało krzyża podczas odprawiania mszy świętej przez kapłana imieniem Genezjusz. Krzyż rychło zaczął być czczony dla jego mocy uzdrawiającej i miał być wielce pomocny przeciwko morowemu powietrzu grasującemu w 1545 roku we Włoszech, a zwłaszcza w Trydencie, gdzie wówczas zebrał się sobór powszechny. Sława „krzyża hiszpańskiego” szybko dotarła do różnych zakątków świata, a sam krzyż stał się znakiem walki z epidemiami. Krzyż karawacki obecnie właściwie zniknął z naszej przestrzeni, ale jeszcze w różnych rejonach naszego kraju można zobaczyć taki krzyż, który ma dwa, a czasem nawet trzy poprzeczne ramiona.
Widocznym po dzień dzisiejszy skutkiem epidemii są cmentarze epidemiczne. Były zazwyczaj zlokalizowane z dala od osad ludzkich, gdyż wynikało to z panicznego strachu przed chorobą, na którą nie było lekarstwa. Na tych miejscach wiecznego spoczynku dokonywano skromnych pochówków, często w zbiorowych mogiłach. Zdarzały się też pochówki w trumnach i pojedynczych grobach. Obecnie na miejscach, gdzie spoczywają ofiary epidemii już nie widać mogił, czasami tylko krzyż wśród drzew świadczy, że to cmentarz ofiar zarazy. Na terenie Podkarpacia można odnaleźć cmentarze choleryczne, o których pamięta lokalna społeczność, np. mieszkańcy Więckowic i Rudołowic w gminie Roźwienica dbają o miejsca, gdzie znajdują się cmentarze choleryczne. Ogrodzone w szczerym polu kawałki przestrzeni, nowe krzyże i tablice przypominają, że spoczywają tam mieszkańcy, którzy przegrali walkę z zarazą. W Lecce, gm. Błażowa drewniany krzyż przypomina o ofiarach epidemii. Ma pograniczu Markowej i Lipnika pogrzebano 129 Markowian zmarłych w wyniku epidemii cholery w 1831 roku i na tym miejscu postawiono pamiątkowy obelisk. Takich miejsc na pewno jest dużo więcej i mieszkańcy każdej wsi wiedzą, gdzie były cmentarze choleryczne, choć czas zaciera wszelkie ślady.
Współcześnie uważamy, że wiele epidemii jest ubocznym produktem rozwoju naszej cywilizacji. Co sezon mamy do czynienia właściwie z czymś nowym, a to AIDS, a to nowy wirus grypy, a to ptasia czy świńska grypa, a to SARS, a to jeszcze coś innego. Dzięki rozwojowi medycyny lęk epidemiczny dzisiejszego społeczeństwa był tłumiony, a czy dzisiejsza pandemia koronawirusa zmieni myślenie ludzi i przyniesie przemiany kulturowe – czas pokaże.
dr Małgorzata Dziura