Imię na chrzcie nadane i z kumami świętowane
Narodziny dziecka to misterium, ponieważ pojawia się nowa istota na ziemi. Na dawnej wsi nowonarodzone niemowlę, powitane w rodzinie, szybko było chrzczone i obdarzane imieniem, ponieważ śmiertelność niemowląt była bardzo duża, a nakazy Kościoła gorliwie przestrzegane, więc uważano, że „w domu jak najszybciej powinien się pojawić prawy chrześcijanin, w miejsce poganina czy żydowina (tak potocznie mówiono o nieochrzczonym dziecku). Gdyby dziecko, co nie daj Boże, bez chrztu umarło, jego biedna duszyczka musiałaby błąkać się po świecie”1. Ten pierwszy w życiu człowieka sakrament zmazuje grzech pierworodny, nadaje imię i czyni chrześcijaninem włączając do wspólnoty Kościoła.
Imię towarzyszy człowiekowi od narodzin do śmierci. Imię jest istotną częścią noszącej go osoby. W kulturze tradycyjnej nadawanie imienia odbywało się niezwykle pieczołowicie, z troską o los dziecka. Początków nadawania imienia można doszukiwać się w magii słowa, za pomocą której starano się zapewnić dziecku pomoc sił dobroczynnych i zabezpieczyć od wrogich. Imię zatem było swoistym amuletem. Z upływem czasu zanikło to mistyczne znaczenie, a imię stało się wyróżnikiem osoby. W czasach pogańskich nadawano imiona narodowe, słowiańskie wyrażające życzenia pomyślności, bogactwa, sławy, itp., zwykle były to imiona dwuczłonowe, na przykład: Zbroisław, Sędzimir, Święcisław, Miłorad. Wraz z chrześcijaństwem i upowszechnianiem się czci dla świętych Kościoła oraz kalendarzy zaczęto nadawać dziatwie imiona z kalendarza zachodniego. Często zdarzało się tak, że narodzone dziecko otrzymywało imię słowiańskie i dopiero później, przy chrzcie, nadawano mu imię chrześcijańskie.
Odpowiednie dobranie imienia dziecka miało duże znaczenie. Wybór przypadkowy, zgodny z modą lub upodobaniem rodziców mógł przynieść negatywne konsekwencje. Przy wyborze imienia kierowano się kilkoma zasadami. Najprostszy sposób mówił o tym, że człowiek sam przynosi sobie imię rodząc się w dniu określonego patrona. „Dziecko przyniosło sobie imię” – powiadano. Dobierano też imiona, które mówiły, że dziecko jest darem Boga lub świętego. W jednej rodzinie nie należało nadawać takiego samego imienia dwóm osobom. Wierzono, że jedna z nich będzie musiała wkrótce umrzeć. Piotr Kowalski pisze: „Zdarzało się, że gdy ojciec był ciężko chory nadawano jego imię rodzącemu się dziecku. Obdarzano nim również dziecko, które urodziło się już po jego śmierci. Zapewniało to ciągłość sił witalnych, mocy, zdolności itp.”2. Bywało też, że pierworodny syn dziedziczył imię po ojcu, dziadku, pradziadku. Ten przodek powinien cieszyć się szacunkiem, uznaniem oraz być dobrze wspominany. Zabronione było nadawanie nowonarodzonemu dziecku imienia, które przed nim nosiło zmarłe dziecko w rodzinie, gdyż mogło to sprowadzić na nie ten sam los.
W folklorze polskim istniało przekonanie, że pewne imiona mają właściwości ochronne. Uważano, że diabeł nie kusi kobiet o imieniu Maria, Michalina i tych, które urodziły się w dni maryjne: środę, sobotę oraz niedzielę. Podobnie złe duchy oszczędzać miały Michałów i Józefów. Imię jest przypisane do osoby i tylko w niezwykłych okolicznościach może nastąpić jego zmiana. Kiedy człowiek przechodzi rytuały inicjacyjne, zmienia swój status, np. wstępuje do zakonu, zostaje papieżem przybiera nowe imię. W tej sytuacji jest to odrodzenie się nowej postaci z odmiennymi obowiązkami, zachowaniami, cechami, która zaczyna przynależeć do innego miejsca społecznej przestrzeni. Taka sytuacja jest niejako narodzeniem się nowej osoby, dlatego przybiera ona nowe imię.
Nadawanie imienia związane było i jest nadal z chrztem. Sakrament chrztu był w kulturze tradycyjnej zarówno obrzędem oczyszczającym, jak i wprowadzającym do wspólnoty religijnej i rodzinno-sąsiedzkiej. W uroczystości chrztu, i to zarówno w obrzędach kościelnych, jak i domowych najważniejszą rolę spełniali zawsze rodzice chrzestni, zwani także kumami. To oni byli zobowiązani do wspomagania rodziców we wszystkich obowiązkach wychowawczych, a przede wszystkim ponosili odpowiedzialność za religijne wychowanie chrześniaka, jego moralność i pobożność. Tradycja zapraszania chrzestnych wyrosła z pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy chrzest przyjmowali dorośli. Wtedy katechumenowi z ramienia Kościoła towarzyszył opiekun, który zaświadczał o tym, że dany człowiek jest gotów przyjąć chrzest. Potem, gdy zaczęto chrzcić dzieci powierzano chrzestnym opiekę nad nimi, nie tylko duchową, ale i materialną w razie śmierci rodziców. Tym sposobem zapewniano dzieciom przeżycie na wypadek utraty rodziców.
Wybór kumów był zatem sprawą wielkiej wagi. Chrzestnymi zostawali najczęściej, podobnie jak i w naszych czasach, wujowie, ciotki, bliscy krewni, przyjaciele rodziny. Na dawnej wsi na chrzestnych zapraszano przeważnie osoby odznaczające się majętnością lub piastujące poważane społecznie stanowiska. Zwracano uwagę na to, by rodzice chrzestni byli ludźmi cieszącymi się szacunkiem, bogatymi, uczciwymi, gospodarnymi, dobrymi, ponieważ wierzono, że chrześniak może przyjmować ich cechy. Liczono także na to, że takie osoby swoim chrześniakom wręczą odpowiedni do swej pozycji prezent zwane krzyżmo. Zaproszenia w kumy nie wolno było odmówić, bo dziecko mogłoby przez to mieć ciężkie, pełne niepowodzeń życie, zachorować, a nawet umrzeć. Ludzie zamożniejsi byli tak często zapraszani na chrzestnych, że po kilku latach zdarzało się, że nie pamiętali wszystkich swoich chrześniaków. Bywało też, że na chrzestnych wybierano żebraków, dziadów kościelnych, obcych napotkanych na drodze, co Anna Zadrożyńska tłumaczy troską rodziców o to, by dziecko dostrzegało coś więcej niż tylko dobra doczesne, pisze: „aby się bogactwem ludzi nie szczyciło, a znało drogi ku zaświatom”3. Chodziło też o to, że jeśli w rodzinie źle się działo i dzieci umierały w niemowlęctwie to, by przechytrzyć złe moce, wybierano biedaków, ponieważ wierzono, że „mają szczególne posłuchanie u Boga i dzięki temu na ich chrześniaka spłynie Boża łaska”4.
O wyborze kumów, w materiałach etnograficznych, można znaleźć ciekawe zasady. Na kumów zwykle proszono parę – kuma i kumę, w zamożniejszych rodzinach zdarzało się więcej par chrzestnych. Nie zapraszano na chrzestnych małżeństw, ani narzeczonych ponieważ uważano, że rodzice chrzestni zostają ze sobą pokumani, czyli spokrewnieni. „Winni zatem żyć ze sobą w zgodzie, przyjaźni, darzyć się braterską miłością. Nie wolno im było natomiast wstępować w związek małżeński, współżyć ze sobą seksualnie, bo uznawano to za kazirodztwo (…). Według niektórych, bardzo dawnych wierzeń właśnie między kumami powinno dojść do zbliżenia cielesnego, a więc do skosztowania tego owocu szczególnie zakazanego. Być może jest to echo dawnych i zapomnianych już rytuałów i niegdysiejszego obyczaju, który dalekim echem odbija się jeszcze w znanym w całej Polsce żartobliwym przysłowiu (…): jak kum kumy nie ruszy, będzie w piekle po uszy”5. Szeroko znany był też zakaz pełnienia funkcji chrzestnej przez kobietę brzemienną. Wierzono, że jeśli tak się stanie to umrze chrzczone dziecko.
W dawnych czasach kościelnej uroczystości chrztu towarzyszyły liczne obrzędy, praktyki, wierzenia, przesądy i wróżby. Dziecko przez ten pierwszy sakrament i nadanie imienia było przyjmowane do wspólnoty wyznaniowej, ale także lokalnej. Starano się zapewnić mu powodzenie, zdrowie i szczęśliwe życie. Wierzono, że wybór szanowanych i majętnych chrzestnych oraz dobrego imienia to pierwszy krok do pomyślnego losu.
dr Małgorzata Dziura
Przypisy:
- B. Ogrodowska, Polskie tradycje i obyczaje rodzinne, Warszawa 2007, s. 48.
- P. Kowalski, Kultura magiczna. Omen, przesąd, znaczenie, Warszawa 2007, s. 167.
- A. Zadrożyńska, Powtarzać czas początku, cz. 2, Warszawa 1988, s. 70.
- B. Ogrodowska, Polskie tradycje…, s. 53.
- Ibidem, s. 54.