Cudne manowce versus zacisze wiejskiej chaty
Współczesny człowiek jest w nieustannym ruchu. Migracje, turystyka, podróżowanie podkreślają nomadyczny charakter ludzkiej natury. Coraz częściej ludzie są dziś tu, jutro tam, nigdzie nie zapuszczają korzeni, stają się Baumanowskimi spacerowiczami, włóczęgami, turystami. Spacerowicz przechadzając się po mieście czuje się wolny. Ta wolność wynika z powierzchownego kontaktu z tym, co wystawione jest na pokaz oraz z drugim człowiekiem. Dla włóczęgi życie to ruch i zmiana, ale żadne miejsce nie chce mu zapewnić stabilizacji, jest skazany na tułaczkę, bo nie ma gdzie wracać. W najlepszej sytuacji jest turysta. „Turysta opuszcza dom w poszukiwaniu wrażeń. Wrażenia, i opowieści o wrażeniach – oto jedyny łup, z jakim wraca, i jedyny, na jakim mu zależy”1. Turysta jest kolekcjonerem, „łowcą” wrażeń, doświadczeń, atrakcji. Jest żądny oglądania różnorodnych kultur i nowych miejsc – urodzajnych równin, zalesionych zboczy pagórków, skalnych szczytów gór, nadmorskich plaż, ruchliwych miast, spokojnych wsi. Wszędzie jest mile widzianym gościem, ale ma też swoje oczekiwania, a nawet żądania, które powinni realizować tubylcy. Od tych teoretycznych rozważań o czasach ponowoczesnych należy wrócić do rzeczywistości, w której turystyka jest jednym ze sposobów spędzania czasu wolnego, a nawet sposobów na życie. Dziś, gdy tylko pojawia się chwila wolnego czasu, pakujemy manatki, wsiadamy do samochodu i w drogę. Dla tych, którzy lubią szwendać się z miejsca na miejsce to manowce zawsze będą cudne. Czy człowiek zawsze tak gnał przed siebie?
Turystyka na masową skalę w krajach europejskich zaczęła rozwijać się w XIX wieku. Polska była wówczas pod zaborami. Historia polskiej turystyki do 1918 roku związana była zatem z rozwojem turystyki Prus, Austrii i Rosji. Należy zaznaczyć, że najlepsze warunki polityczne do jej rozwoju były w cesarstwie austro-węgierskim, dlatego zachęcano do zwiedzania Tatr, Pienin, Karpat, a nawet Bieszczad. Mieczysław Orłowicz – aktywny działacz krajoznawczy, w przewodniku zatytułowanym Co zwiedzać w Galicyi? wydanym we Lwowie w 1914 roku, przybliżał miejsca atrakcyjne turystycznie. Po odzyskaniu niepodległości próbowano rozwijać turystykę, wzmacniając jej infrastrukturę, rozbudowując uzdrowiska, tworząc biura podróży, przeprowadzając propagandę turystyczną, budując hotele, na przykład Przemyskie Towarzystwo Narciarzy w 1934 roku wybudowało w Siankach schronisko z osiemdziesięcioma miejscami noclegowymi. Zmiany w infrastrukturze turystycznej nie wpłynęły na mentalność większości Polaków, którzy nie potrafili uprawiać turystyki. Z wyjazdów letniskowo-turystycznych korzystali badacze, artyści i mieszkańcy dużych miast. Ludność małych miasteczek i wsi nie wyruszała na turystyczne wyprawy.
Czas wolny w społeczeństwie tradycyjnym był związany z własną przestrzenią. Nie szukano atrakcji poza swym terenem. Mieszkańcy wsi tworzyli lokalne, zamknięte granicami wspólnoty. Dawne zależności feudalne, brak środków transportu, obowiązujący system wartości ograniczał możliwość podróżowania. Przestrzeń za granicą była dla większości nieznana, więc ulegała mityzacji. Ludwik Stomma odwołując się do słów Mircei Eliadego stwierdza: „poza granicami naszego, swojskiego świata rozciąga się nieznany i pozbawiony kształtu bezmiar, tajemniczy i straszny świat demonów, larw, ludzi zmarłych i obcych – chaos, śmierć i noc”2. Zatem, we własnej wsi toczyło się życie codzienne, praca, życie rozrywkowo-towarzyskiego, kontakty międzyludzkie, wypoczynek. Czas wolny był poświęcony przede wszystkim na regenerację organizmu i gromadzenie energii do dalszej wytężonej pracy. Wizyty towarzyskie, uroczystości rodzinne i religijne były okazją do integracji społeczności lokalnej i zabawy. Nie szukano atrakcji poza własnym terenem, jedynie nasłuchiwano wieści ze świata orbis exterior. Najczęściej odbywały się spotkania w domach lub na ławkach przed domami, gdzie ludzie radzili o sprawach wsi, wspominali dawne czasy, przewidywali zmiany w okolicy i świecie, opowiadali legendy, plotki, czasem ktoś, kto umiał czytać głośno zebranym odczytywał gazety. Nie wyruszano w odległą dal, bo nie było czym, ani jak. Jedyne podróże i wyprawy odbywały się na jarmark, targ do najbliższego miasteczka, odpust lub pielgrzymkę do miejsca świętego.
Wieść gminna niosła sławę niektórych cudownych miejsc, gdzie można było zyskać szczególne łaski, na przykład uzdrowienia. Dawniej pielgrzymowało się, podobnie jak dziś, z różnych przyczyn, były wędrówki błagalne, pokutne, dziękczynne – wszystkie one miały wymiar duchowy, religijny, ale także walor poznawczy i turystyczny. Umożliwiały wyjęcie poza znany kontekst własnej przestrzeni i przyjrzenie się „inności”. W kulturze tradycyjnej duże znaczenie miał ośrodek religijny ze wszystkimi swymi atrakcjami, do którego pielgrzymi zmierzali. Zwłaszcza sanktuaria znacznie oddalone od miejsca zamieszkania i powszechnie znane odciskały trwały ślad na życiu i doznaniach pielgrzyma. Przemieszczano się głównie pieszo czasami wozami. Szczęśliwcy, którzy mogli obejrzeć wszystkie cudowności miejsc świętych zyskiwali szacunek i uznanie mieszkańców wsi. Obecność w miejscu kultu była czymś niezwykłym, a pamiątki stamtąd przywiezione, skarbem rodziny, przekazywanym z pokolenia na pokolenie.
W dzisiejszych czasach moda na turystykę i podróże jest powszechna. Zatarły się granice między mieszkańcami wsi i miast, między kategoriami wiekowymi i dochodowymi, ponieważ turystyka oferuje wiele form i sposobów spędzenia czasu. Ludzie szukają nowych doznań i przeżyć, chcą podtrzymywania kondycji fizycznej i psychicznej, realizowania swojego hobby i przeżywania mocnych wrażeń – wszystko to na turystycznym szlaku. Ahoj przygodo!
dr Małgorzata Dziura
- Z. Bauman, Ponowoczesne wzory osobowości, „Studia Socjologiczne”, 1/2011, s. 452
- L. Stomma, Antropologia kultury wsi polskiej XIX wieku, Łódź 2002, s. 163.